W ostatnim-pełnym dniu pobytu, przed południem objechaliśmy włoskie pstrągowe łowiska, po południu miejscowość Cison di Valmarino, odległą od San Martino o ok. 45 km, w której odywała się prezentacja lokalnego rzemiosła.

Przed południem, w objeździe łowisk, uczestniczyła Irena, Majka, Michał z wędką muchową i ja. Mnie zadziwiło wykaszanie wałów ochronnych. Dwa ciągniki. w przeogromnym pyle kosiły wały niemalże do samej wody. Wyglądało to tak, jakby za chwilę runąć miały do rzeki, ale doświadczeni traktorzyści-kosiarze najwyraźniej robili to nie po raz pierwszy. W odwodzie stała kosiarka z wysięgnikiem sterowanym hydraulicznie.

W Cison uczestniczyła grupa powiększona o lokalną, włoską rodzinę Michała. Dojechaliśmy dwoma samochodami. W zwiedzanej części miejscowości zdumiała mnie przede wszystkim forma zabudowy - w szczególności ogromne mury wokół wód z wiosennych roztopów (??).

2012-08-08 Cison di Valmarino.

2012-08-08 Cison di Valmarino.

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Wideo  -  Włochy 2012 - Lido di Jesolo o świcie.

2012-08-07 Powrót do Punte della Muda i późniejszy pobyt w Dolomitach, w prywatnej posesji Val Bona, przywrócił stan niepewności. Sądziłem, że wszystko jest OK - teraz, po upływie ponad 13 lat, nie wydaje się to takie oczywiste.

2012-08-05

2012-08-03

2012-08-02

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powyżej napisałem: "tak słodko bywa nie zawsze". Przedstawiam dowody. Wybrane zdjęcia Anny Domaradzkiej...

Włochy 2012 - Relacje.

Włochy 2008-09-26 - Fiesole.

Włochy 2008-09-25 - Dolomity, Objazd.

Włochy 2008-09-22/23/24 - Relacje.

Włochy 2011

Włochy 2008

2012-07-31 PONTE DELLA MUDA. 

2012-08-(01-06) LIDO DI JESOLO.

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Wideo: Włochy 2008-09-23 / Włoskie Pstrągi 2008 / Z włoskich prowincji TREVISO i PORDENONE /.

 

Z lotniska w Wenecji do hoteliku w Cordignano dojechaliśmy już po zmierzchu. Michał uprzedził personel hotelu, że porozumieć się z nami można tylko w języku polskim i rosyjskim :-(, dokonał stosownych uzgodnień i pojechał dalej. Powrót zapowiedział na godzinę dziesiątą dnia następnego. Znając miejscowe obyczaje, zanim odjechał, podrzucił nam kolację i skromne co nieco na rano.

 

Tubylcy polskich śniadań nie jadają. Rano wypijają kawę pod słodkie pieczywko i ciągną tak do godziny dwunastej, do lunchu. Porządny posiłek zjadają dopiero o godzinie dwudziestej. Nasi gospodarze, z racji naszego przyjazdu, obyczaj nieco zmodyfikowali - o dwunastej czekał na nas grill w górach z mnóstwem mięsiwa, różnych gatunków domowego wina i grappy, czyli najzwyklejszego, domowego bimbru z winogron.. Później spacer poprzez gęsto zarośnięte zbocze na jego skraj z bardzo rozległymi, wspaniałymi widokami podgórza.

 

 

Podczas spaceru gospodarze informowali, że w rejonie ich posiadłości VAL BONA obowiązuje zakaz zbierania luźno leżących kamieni, chętnie wykorzystywanych przez tubylców na elewacje. Coś z tym chyba nie tak, bo podobne obostrzenia w Polsce dotyczą rezerwatów, a z tamtejszych map wynikało, że rezerwat w Dolomitach odległy jest o co najmniej kilkanaście kilometrów. A kamienie na zboczu ?? Akurat na tamtej wysokości są w większości bardzo mocno i głęboko wyżłobione. Pełno w nich krętych dziur, pęknięć, rozpadlin i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że zamieszkuje w nich mnóstwo węży i różnego robactwa. Stąd też nie dziwił mnie później, u stóp Dolomitów, piękny widok wypływających z wnętrza gór strumieni krystalicznej wody Jeden z nich, w GORGAZZO, przy wyjściu z jaskini tworzy stawek z pięknymi pstrągami. Na jego dnie leży kamienna figura. Nasz przewodnik Luigi twierdzi, że pozostawiono ją tam, gdy z penetracji groty nie powróciła ekipa grotołazów. Twierdzi, że nie odnaleziono ich nigdy i odtąd obowiązuje tam zakaz wstępu. Obowiązuje, ale podczas przeglądania stron internetowych poświęconych tamtym terenom, odnalazłem dumną (!?) relację polskiej grupy, która świadomie łamiąc ów zakaz, cichaczem wnętrze góry zwiedziła. Dokumentacji foto-wideo, ani konkretnego opisu - nie zamieszczono.

 

 

Przed jazdą na grilla krótko zwiedziliśmy małe miejscowości CANEVA i SAN MARTINO.  Płaski teren od podnóża Dolomitów do Adriatyku jest gęsto zaludniony. Małe miejscowości łączą się ze sobą jak u nas nadmorskie np. Mielno i Unieście. Uprawne poletka są niewielkie. Największe, widziane z drogi winnice, porównać można do sadów przy trasie Piła-Bygdoszcz.

Dziwnie wyglądają małe poletka kukurydzy. Dziwnie dla Polaka, przyzwyczajonego do widoku wielohektarowych, jednorodnych upraw zbóż, rzepaku, kukurydzy, ziemniaków, buraków, chmielu, tytoniu. Podobne widoki spotkać można dopiero przy trasie do Florencji, tyle, że są to raczej winnice i gaje oliwne.

 

Dzień 24 spędziliśmy na zwiedzaniu okolic. Przede wszystkim Wenecja. Opłynęliśmy ją tramwajem wodnym, pieszo przemierzyliśmy wiele ulic i plac św. Marka. Trafiliśmy dobrze -udało się pokonać je suchą nogą. Tak słodko bywa nie zawsze - obce zdjęcia poniżej.

Poznaliśmy Hotel Hilton w którym niegdyś pracował i obok którego mieszkał Michał. Na dachu hotelu wybudowano niewielki basen ze wspaniałymi widokami na drogi wodne przy których królują weneckie zabytki. W pobiżu basenu urządzono zaciszne patio z ogromnymi fotelami, w których prawdopodobnie zmieściłby się najcięższy człowiek świata.

Gdy Michał podjął pracę w restauracji Cipriani, przez pomyłkę organizatorów trafił tam nasz ówczesny prezydent-noblista Wałęsa. Michał, w swoich zbiorach, ma z nim fotkę... 

 

2012-08-06

Włochy 2011 - Relacje.

Włochy 2012

To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych. Elementom tekstowych możesz też ustawić animację, dzięki czemu, gdy użytkownik strony wyświetli je na ekranie, pokażą się one z wybranym efektem.

Wideo: Gondole Wenecji /.

Włochy - Relacje foto-video.

YT

FB

                   Tadeusz Dużyński -- tadeuszduzynski@interia.pl

2012-08-01

Na dwie godziny przed wschodem słońca kurort Lido di Jesolo śpi snem głębokim. Na uśpionych ulicach trwa dyskretne sprzątanie, przechodnia dostrzec nie sposób. Nieco więcej dzieje się na plaży. Nieliczni cierpiący na bezsenność spacerują, aktywni biegają i pływają, na deskach falochronów „dojrzewa” po nocnych eskapadach młodzież.

Wschód słońca zawiódł. Długo przesłonięte porannymi mgłami i chmurami słońce dało trochę czystego światła dopiero po upływie co najmniej dwóch godzin od wschodu kalendarzowego.

 

W upalny dzień, przy temperaturze 36-40°C i bezchmurnym niebie, ruch pieszy na ulicach kurortu jest niewielki. Dominują rowerzyści, wśród nich przeróżni włoscy szpanerzy swobodnie i raczej szybko jeżdżący bez trzymania kierownicy. Nawet tacy, którzy podczas jazdy wklepują SMS-y albo czytają (?) gazety. Dzięki czemu przez wszystkie dni naszego pobytu nigdy nie spowodowali kolizji, po prostu nie wiem.

Wczasowicze zwykle od godziny dziewiątej do osiemnastej smażą się na plaży albo ciężko dyszą w świetnie klimatyzowanych pokojach hotelowych.

Pierwsze wyjście w takim dniu na plażę to dla przybysza znad Bałtyku doświadczenie wielce pouczające. Po odszukaniu wykupionego 3-osobowego parasola, rozlokowaniu się i krótkim podsmażeniu spróbowałem dotrzeć do morza. Boso!! Po kilku krokach, ku dyskretnej uciesze sąsiadów wróciłem pod parasol w takim tempie, jakbym skakał po patelni ze skwierczącymi na niej rybami. Normalni wczasowicze przechodzą nad wodę w klapkach i zostawiają je na piasku, gdy od wody dzielą ich 3-4 kroki. Zdarza się, że podczas przypływu klapki, ręczniki tudzież różne inne plażowe akcesoria bezpańsko pływają po morzu.

Niezależnie od temperatury, przez wszystkie dni naszego pobytu, wśród gęsto rozstawionych parasoli niezmordowanie krążyli ciemnoskórzy sprzedawcy głównie - ale nie tylko - plażowych różności. Obwieszeni akcesoriami oferowali je grzecznie, bez natręctwa. Świetnie znosili skwierczący upał. Swoją obecność bardzo głośno obwieszczali tylko sprzedawcy używek. Najpiękniej, bardzo melodyjnie robił to sprzedawca porcji kokosa. Niewiele z takich zawołań rozumieliśmy, ale brzmiały podobnie jak niegdyś nasze „kto nie pije oranżady ten wyjeżdża z Mielna blady”, „przyjechałeś z dziewczyną, kup jej loda Bambino” albo obecne „gorąca kukurydza, wszyscy kupują nikt nie wybrzydza!”.

Na plaży i w ciepłym Adriatyku udawało się nam wytrzymać maksymalnie do południa. Urywaliśmy się zwykle na 2-3 godziny na wspaniałą lazanię w ulubionej knajpce i lody w najbliższej lodziarni. Powracaliśmy na plażę ok. 15-tej, opuszczaliśmy ją ok. 18-tej, aby przygotować się do hotelowej obiadokolacji, serwowanej o 19-tej.

O godzinie 20 zmienia się w kurorcie organizacja ruchu. Samochody muszą opuścić główną ulicę, obejmują ją we władanie piesi przemieszczający się w dowolnych kierunkach. Kursują tylko nadmorskie "pociągi". Objechaliśmy nimi całą trasę rejestrując kamerą wszystko, co dzieje się wokół.

 

W zabudowie kurortu wyraźnie wyodrębnić można kilka segmentów charakterystycznych dla większości miejscowości nadmorskich.

Z wąskiego pasa ciągnącej się po horyzont plaży publicznej, co kilkadziesiąt metrów, dość daleko w morze wybiegają oznakowane zakazami skoków do wody pomosty nadbudowane na falochronach. Gdy morze jest spokojne, oblegają je plażowicze – gdy morze nadsyła wysokie fale, spod falochronów, spomiędzy desek pomostów strzelają w górę malownicze gejzery.

Za plażą ogólnodostępną ciągnie się wytyczony „pod sznurek” szeroki pas hotelowych parasoli i leżaków. Sektory przyporządkowane hotelom zwykle różnią się kolorami, oddzielone są ścieżkami wyłożonymi plastykowymi matami na których swobodnie w obu kierunkach mijać się mogą nawet obciążeni torbami pulchni plażowicze.

Przy granicy pasa parasoli ciągnie się utwardzony płytami kamiennymi, niezbyt szeroki deptak. Przy nim, od strony morza ustawione są tablice z nazwami hoteli oraz – co kilkadziesiąt metrów - estetyczne budki plażowego personelu porządkowego.

Za deptakiem ciągną się ogrodzenia, żywopłoty i szeroki pas tzw. małej architektury przyhotelowej. W nim – przy hotelach wyższej klasy – baseny, leżaki, parasole.

Za pasem małej architektury, ciągnie się co najmniej 100-metrowej szerokości sektor hoteli, restauracji i sklepów podzielony poprzecznymi uliczkami umożliwiającymi dostęp do plaży i maleńkich parkingów przyhotelowych. Sektor hoteli zwieńczony od strony morza małą architekturą i basenami, od strony głównej jednokierunkowej ulicy zamienianej po godzinie 20-tej w dwukierunkowy deptak zamknięty dla pojazdów spalinowych, zwieńczony jest sięgającymi głównego chodnika tarasami restauracji i wystawkami sklepów. Na ich skraju, tuż przy chodniku wystawione są przeróżne tablice informacyjne – głównie menu, cenniki, wykazy języków w jakich można porozumieć się z personelem. 

26-09-2008 udaliśmy się z Michałem do Fiesole. To "rzut beretem" obok Florencji. To około 329 km i prawie 4 godziny jazdy. Jechaliśmy autem Irene przez piękną (na wielu odcinkach) trasę z licznymi tunelami. Michała wezwano na rozmowy - szukano bossa restauracji wysoce dystyngowanej. Najprawdopodoniej uznano, że główną przeszkodą była młodość Michała.

Wideo 2011-10-22 - Lot-San Martino-Vittorio Veneto.    

Lot z Berlina do Wenecji przebiegł bez zakłóceń. Z Irene potwierdziliśmy swój przyjazd, nieco później udaliśmy się do hotelu w Vittorio Veneto. Tam trafiliśmy na święto czekolady. Kilka nagrań zrobiłem - przede wszystkim czekoladowym częściom złącznym i narzędziom ślusarskim(!).

Rano usłyszałem rozmowę. Rozmawiały sprzątaczki - po rosyjsku. Zadowolony, że mogę z kimś porozmawiać, wyszedłem do nich. Po krótkiej romowie okazało się, że są ukrainkami.

Wycofując się, z pretensją w głosie uznałem, że powinny rozmawiać po ukraińsku. Nie miałem racji. W tamtych czasach był to ich język urzędowy...

Plus dla Włochów. O umówionej godzinie czekaliśmy obok hotelu, na skwerze z fontanną. Robiąc zdjęcia, pozostawiłem kamerę z monopodem na jednej z okolicznych ławek. Gdy podjechał samochód - wsiedliśmy. Podczas jazdy do San Martino okazało się, że kamera pozostała na ławce. Wróciliśmy po upływie kilkunastu minut. Spokojnie leżała nadal...

Po krótkim pobycie w San Martino jechaliśmy do kościoła. Przypadło mi miejsce obok kierowcy - kobiety w wieku niewiele powyżej lat dwudziestu. Kobieta za kierownicą nieco szalała..

Wideo 2011-10-23 - Chrzciny  /  Vittorio Veneto wieczorem.

W roku 2012 podróżowaliśmy z Majką. Kto wpadł na pomysł, że siostry, pomimo różnych matek, powinny się poznać - nie pamiętam. Wielu szczegółów - niestety - też. Prawdopodobnie Majka przyjechała z koleżanką Ewy a ja odebrałem ją z dworca autobusowego w Koszalinie. Podobnie było w podróży powrotnej. Teraz, gdy po upływie ponad 13 lat oglądam zdjęcia z tamtego okresu, sądzę, że obie siostry miny miały nieszczególne. Młodych zastaliśmy w prywatnym mieszkaniu, wynajętym przy włoskiej rodzinie, w Ponte della Muda. (Czy właściwie używam dużych liter - nie wiem).

Młodzi załatwili nam tygdniowy pobyt nad morzem w hotelu Danubio, w Lido di Jesolo, niedaleko Wenecji. Pobyt okazł się wielce pouczający.

2012-08-08 Strefy wędkarskie.