Baseny utworzono na rzece Perebel w roku 1936, w okresie intensywnej (wręcz rabunkowej!) eksploatacji Puszczy Białowieskiej. Służyły do magazynowania i konserwacji drewna. Obecność ociosanych z gałęzi kloców często wykorzystywali hajnowscy i miejscowi wędkarze. Do dwóch sąsiadujących kloców przybijali stabilizujące poprzeczki - do pływania wystarczyła lekka żerdź, pychówka. Zdarzały się sytuacje tyleż komiczne, co niebezpieczne. Mój własny Tata, zaaferowany wędkowaniem, nieostrożnie stanął na klocu trzecim. Kloc obrócił się i lekko odpłynął, a gdy Tata znalazł się w wodzie, tratwa i sąsiednie kloce zaczęły napierać na jego głowę. Z opresji wyratował go obcy wędkarz, podając swoją pychówkę.

Perebel, to rzeka (?) co najmniej dziwna. W czasach młodości próbowałem rozpoznać ją poniżej odpływu. Po kilkudziesięciu metrach rzeka, rozdzielona na kilka wątłych strumyczków, zniknęła pomiędzy drzewami w rozmiękłym gruncie.

Obecnie zbiorniki wykorzystywane są w celach rekreacyjnych, głównie wędkarskich. Ścieżki edukacyjnej "Puszczańskie Drzewa" nie znam, ale - jeżeli dopisze zdrowie, mam wielką ochotę popłynąć pontonem w górę "rzeki" - tak daleko, jak będzie to dla pontonu możliwe.

2021-04-11

Baseny utworzono na rzece Perebel w roku 1936, w okresie intensywnej (wręcz rabunkowej!) eksploatacji Puszczy Białowieskiej. Służyły do magazynowania i konserwacji drewna. Obecność ociosanych z gałęzi kloców często wykorzystywali hajnowscy i miejscowi wędkarze. Do dwóch sąsiadujących kloców przybijali stabilizujące poprzeczki - do pływania wystarczyła lekka żerdź, pychówka. Zdarzały się sytuacje tyleż komiczne, co niebezpieczne. Mój własny Tata, zaaferowany wędkowaniem, nieostrożnie stanął na klocu trzecim. Kloc obrócił się i lekko odpłynął, a gdy Tata znalazł się w wodzie, tratwa i sąsiednie kloce zaczęły napierać na jego głowę. Z opresji wyratował go obcy wędkarz, podając swoją pychówkę.

Perebel, to rzeka (?) co najmniej dziwna. W czasach młodości próbowałem rozpoznać ją poniżej odpływu. Po kilkudziesięciu metrach rzeka, rozdzielona na kilka wątłych strumyczków, zniknęła pomiędzy drzewami w rozmiękłym gruncie.

Obecnie zbiorniki wykorzystywane są w celach rekreacyjnych, głównie wędkarskich. Ścieżki edukacyjnej "Puszczańskie Drzewa" nie znam, ale - jeżeli dopisze zdrowie, mam wielką ochotę popłynąć pontonem w górę "rzeki" - tak daleko, jak będzie to dla pontonu możliwe.

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

Powrót do menu

2020_0923.

Powrót do menu

Powrót do menu

Kanał Jamneński zaznaczony obecnie na mapach Google jako Jamieński Nurt (?) odwiedzałem/odwiedzaliśmy wielokrotnie począwszy od roku 1972. Zwykle wtedy, gdy z powodów konkretnych lub dla zwykłej przyjemności bywaliśmy w Mielnie i Unieściu. Zgodnie z podziałem niniejszej witryny część materiałów związanych z takimi pobytami zawierają: podstrona Polska-przycisk Mielno-Unieście oraz podstrona Jeziora-przycisk Jamno.

Kanał od zawsze spełniał ważną dla środowiska rolę, ale również od zawsze sprawiał poważne kłopoty. Zdarzało się, że długotrwałe północno-zachodnie wiatry wtłaczały do jeziora ogromne masy wód Bałtyku. Dojście do mieleńskiego kina i droga asfaltowa łącząca Unieście i Łazy stawały wówczas pod wodą. Głębokości na dojściu nie sprawdzałem, wystarczył mi horror lutowej jazdy przez Łazy. Zdecydowałem się na nią maluchem (!) po komunikacie lokalnego radia. Droga przez Mielno-Mścice po obwitych opadach i silnym wietrze była nieprzejezdna, a z ważnego spotkania w Mielnie do domu dojechać musiałem. Po wjeździe na szeroko zalaną drogę pokrytą cienkim lodem odwrotu nie było. Parłem przed siebie słysząc tylko chrobot łamanego lodu. Chyba głośno dopingowałem sam siebie, abym wyczuwał środek drogi i przypadkiem nie ugrzązł na poboczu. W głowie kołatała natrętna myśl - oby nie było głębiej i nikt nie nadjechał z przeciwka. (Kłopoty z piaszczystym poboczem pamiętałem bardzo dobrze).

Udało się! W najgłębszym miejscu woda sięgała osi malucha ale były to odcinki krótkie. Z naprzeciwka nikt nie nadjechał, do wyszukiwania asfaltu pod nieprzezroczystym lodem miałem całą szerokość drogi.

biegającego szczura kowalskimi szczypcami i zanurzył w beczce z wodą. Szczur zanim utonął, gryzł szczypce tak mocno, że na pokrytych zgorzeliną szczękach szczypiec pozostały rysy aż do gołego metalu.

Wracając nad kanał - gdy przy bardzo niskim poziomie Parsęty zdarzało się gorące lato, w kanale działy się rzeczy straszne. Kilkakrotnie widziałem na powierzchni kanału tysiące kurczowo pracujących obok siebie rybich pyszczków, Spomiędzy nich, co pewien czas wyskakiwały dwukilogramowe leszcze i płasko, waląc ogonami w powierzchnię wody przemieszczały się po niej po kilka metrów. Wyglądało to na zbiorową agonię. Nikt nie spieszył z pomocą, bo był to kanał "bacutilski". 

Teraz, po wielu latach po zmianie zakładu i kilkakrotnej powodziowej wymianie wody nad kanałem pojawili się wędkarze a te spośród zdjęć zamieszczonych obok, pochodzą z zakończenia zawodów spławikowych na nim rozegranych.

 

Kotłownia opalana miałem węglowym służyła miastu do czasu, gdy po erupcji gazu w Krzywopłotach pod Karlinem uruchomiono spółkę Petrico i mieszalnię gazów, z której gaz o stałych parametrach wprowadzono do sieci państwowej a produkt uboczny tj. tańszy gaz o parametrach niższych (?) spółka rozprowadzała siecią własną. M.in. do odpowiednio zmodernizowanej kotłowni miejskiej. Kotłownię węglową oraz ocieploną zewnętrzną sieć przesyłową, biegnącą ponad ziemią do wysokości amfiteatru (dalej pod ziemią), zdemontowano. Kilka odcinków rur przesyłowych wykupiłem. Służą jako kolumny podpierające galeryjkę łączącą mieszkania naszych synów. 

należy, ale na grobli często grasuje łabędź - rozbójnik, który zajmuje pozycję centralną i atakuje każdego, kto usiłuje przemknąć obok bez podaniu mu smakowitego kąska...

Poza tym, na grobli i w jej bezpośrednim sąsiedztwie, określenie "dziki" bardziej pasowało do ludzi niż do ptaków, odpoczywających na niej całymi rodzinami. Na grobli tylko ludzie porzucali mnóstwo przeróżnych opakowań i plastyków.

W roku 2021 na grobli i ścieżce rowerowej jest czysto! Brawo.

Po wielu odwiedzinach Ekoparku (od strony Podczela II i od strony hotelu Arka) w dniu 11-04-2021 zaskoczyło mnie coś niezwykłego. Podczas wszystkich wcześniejszych naszych pobytów na i nad rozlewiskiem, gęsi zawsze uciekały od ludzi - do Dariusza Zatowskiego, kołobrzeskiego fotografa, zbliżają się z pełnym zaufaniem. Ich komitywa natychmiast sprowadza spore stado mew...

Podczele na mapach Google opisane jest dwojako. Jedno, duże osiedle, określane jako Podczele, zajmowane było niegdyś przez rosyjską  (radziecką!) obsługę lotniska wojskowego w Bagiczu. Drugie, małe, powiązane z ośrodkiem sanatoryjnym i Ekoparkiem Wschodnim Kołobrzeg, określane jest jako Podczele II. Więcej o osiedlu głównym pod adresem Podczele.

ostro zakończonymi pniami drzew, nawet trochę niebezpiecznie. Ale satysfakcję z pokonania trudności i pozyskanych zdjęć mamy ogromną.

Termin (i pogodę) A. Kisiel dobrał szczęśliwie. Trafiliśmy na okres intensywnych zalotów, łączenia się w pary, i składania jaj. W porównaniu z wrażeniem martwej ciszy sprzed lat dwudziestu - ruch i gwar szokujący, a szczególną niespodziankę zgotowała nam para gęsi gęgaw i ...zaskrońce.

W większości gniazd, do których bardzo ostrożnie zaglądaliśmy, znajdowaliśmy od dwóch do sześciu jaj. W gnieździe rekordzistek, ukrytym w wysokich trzcinach, było ich piętnaście. Różnica tak ogromna, a wygląd takiej sterty (jak ją wysiadywać?) zadziwiający na tyle, że jedną z pierwszych czynności, jakie wykonałem po powrocie do domu, był przegląd internetowych informacji nt. gęgawy. Dwa zdania z Wikipedii wklejam poniżej:

"Preferuje tereny trudnodostępne." oraz "Wyprowadza jeden lęg w roku, składając w marcu lub w kwietniu 2 do 20 jaj". !!!

 

W przeciwieństwie do gęgaw i całej ptasiej reszty wyraźnie niezadowolonej z naszych "odwiedzin", zaskrońce przyjęły naszą obecność z absolutną obojętnością. Wygrzewające się w trzcinach pozowały z absolutnym spokojem, a kopulujące na lądzie "robiły swoje" z zapałem, którego - jak sądzę - nie zdołałoby ostudzić nawet trzęsienie ziemi.

Z kilkugodzinnych nagrań udostępniam klip 6-minutowy. Mimo amatorskich niedoskonałości montażu oglądam go z przyjemnością i traktuję jako jeden z dowodów-argumentów, uzasadniających potrzebę ścisłej ochrony Ekoparku.

 

Kolejną wyprawę na rozlewiska zrealizowaliśmy w dniu 2006-06-09, gdy w Ekoparku panował intensywny ruch. Wszędzie pływały wielodzietne ptasie rodziny, w kilku miejscach woda „gotowała się” odsłaniając fragmenty trących się ryb. Na grobli, kołobrzeski historyk - przedstawiając muzealne egzemplarze dawnych czasopism – opowiedział nam spory kawał historii rozlewisk i Kołobrzegu.

 

Teraz, po osobistych doświadczeniach, sam zachęcam opiekunów dzieci w wieku nie tylko przedszkolnym, aby spróbowali zaprowadzić swoje maluchy na groblę np. w pogodny dzień przełomu maja i czerwca. Moja wnuczka była zachwycona. Radzę jedynie mieć przy sobie chociażby kromeczkę chleba. Dzikich ptaków - co prawda - karmić nie

Baseny Topiło - Relacje.

Zalew Siemianówka

Zalewy Nadarzyckie

Zalew k. Sławoborza

Zalew Karaś w Lubsku

Wyrobiska k. Pobłocia

Stawy Petrico

Kanał Młyński

Kanały Lubiechowskie

Kanał Jamneński

Kanał Bacutilski

Ekopark Wschodni Kołobrzeg

Baseny Topiło

Zalew Siemianówka - Relacje.

Wideo: Zalewy Nadarzyckie 2004 / Zalewy Nadarzyckie 2007

Wpis niniejszy traktować należy jako "rozwojowy".

Na brzegach i wodzie Zalewów po raz pierwszy przebywałem w roku 2004, na zlecenie TVP3 Szczecin, Redakcja Koszalin. Redaktor Andrzej Kisiel, autor cyklu "Pomorskie Krajobrazy" (emitowanego także poza granicami Polski), kilkakrotnie korzystał z naszych firmowych pontonów. Na Zalewach także.

Na lądzie, na polu biwakowym, korzystaliśmy z gościnności wspaniałego gawędziarza, śp. Janusza Golanowskiego. Jego opowiadań o Zalewach, Polu Biwakowym i kontaktach z Rosjanami stacjonującymi po II WŚ w Borne-Sulinowie, zarządzającymi niegdyś Zalewami i dużym terenem przyległym, słuchałem z ogromną przyjemnością i chętnie słuchałbym godzinami. Jego tubalny, lekko ochrypły pamiętam doskonale.

Przed Polem Biwakowym (od strony Borne-Sulinowa) miał swoją bazę ówczesny dzierżawca wód Zalewów, wydający m.in. odpłatne pozwolenia na wędkowanie. Od niego dowiedzieliśmy się, że do lat siedemdziesiątych, na mapach Polski Zalewów po prostu nie było - kartograficznie nie istniały. Trochę nie dowierzałem, gdy opowiadał o zjawiskach towarzyszących poligonowym próbom nowych rodzajów broni. Twierdził, że podczas niektórych potężnych wybuchów ziemia wraz z jego Bazą i nim unosiła się nieco do góry i natychmiast ciężko ale z wyraźną ulgą opadała. Uwierzyłem dopiero w drugim dniu naszego pobytu.

Dwie noce spędziliśmy w Nadarzycach, w Agroturystyce bezpośrednio sąsiadującej z Piławą. Rzeka poniżej Elektrowni zamykającej Zalewy prezentuje się pięknie. Pstrągowo.

 

Przed odjazdem uzyskałem kilka godzin dla siebie. Podczas nagrań brzegowych pontony nie były potrzebne, więc ze spinningiem wyskoczyłem na wodę, w stronę poligonu na przeciwległym brzegu. 

Pierwszego szczupaka utrzymywałem za burtą na lince z agrafką. Po pierwszym targnięciu zmądrzał, zachowywał się spokojnie aż do zdarzenia zmieniającego moją wiarę w opowiadania Dzierżawcy.

Spokojne, relaksujące "czesanie wody" przerwało nagłe pojawienie się dwóch samolotów odrzutowych nalatujących od tyłu na bardzo małej wysokości. Niespodziewany widok dużych obiektów nad głową sprawił, że odruchowo skurczyłem się na pontonie. Nie zdążyłem zakląć, gdy dopadł mnie potężny ryk silników. Tego już było za wiele. Rozeźlony pogroziłem im pięścią.

Piloci - jakby w odpowiedzi na gest, którego widzieć po prostu nie mogli - ostrym wyjściem w górę dokonali nawrotu, lecieli wprost na mnie. Na pełnej mocy elektrycznego silnika ruszyłem do bazy. Szczupak na lince więcej frunął w powietrzu niż płynął aż błyskawicznie rosnące samoloty łagodnym łukiem skierowały się nad poligon. Odetchnąłem z ulgą.

Prowadzący obniżył lot, tuż przed ostrym odejściem w górę od jego korpusu oddzieliło się ogromne cygaro. Drugi pilot posłał w to miejsce dudniącą serię z jakiegoś lotniczego działka całkiem sporego kalibru.

Gdy cygaro uderzyło w ziemię, dotarł do mnie dziwny, wielce nieprzyjemny dźwięk, stwarzający wrażenie, że potężna siła swobodnie rozrywa arkusz stalowej blachy 10-centymetrowej grubości. Pod niebo wzniósł się słup czarnego dymu, resztę zagłuszyły syreny strażackich wozów. Podczas pobytów późniejszych, prywatnych, powiedziano nam, że w dniu naszego odjazdu rozpoczęły się próby poligonowe, obserwowane z wieży przez międzynarodową ekipę ekspertów.

 

W latach siedemdziesiątych dostępu do Zalewów  ani układów z Rosjanami nie miałem żadnych. Niekiedy, za flaszkę, wartownicy ustawieni na moście nad Piławą wpuszczali na południowy jej brzeg grzybiarzy. Docieraliśmy poza bocznicę kolejową aż do wygrodzonego terenu z wartownikiem, który zwykle informował "dalsze nie lzia, strelać budu".

Po wyjeździe Rosjan, poprzedzonym zastąpieniem drewnianych mostów betonowymi okazało się, że wartownik strzegł dostępu do ziemnego magazynu paliw. Na dużym terenie zastaliśmy długi rząd ogromnych, ukrytych w ziemi zbiorników. Gdyby w to miejsce ktoś przesłał odpowiednią "pigułę" teren uległby ogromnym przeobrażeniom. W miarę upływu czasu zbiorniki wydobyto. Przez pewien czas widywałem je na stacji kolejowej - dokądś powędrowały.

W czasach, gdy za Piławą przebywali Rosjanie, na brzegu północnym tolerowano nawet wejścia na skraj poligonu. Wchodziliśmy na wieżę obserwacyjną, zbieraliśmy grzyby poza nią. Teraz, po sprzedaży tamy osobie prywatnej, pozwolenie na dojazd do niej posiada tylko ona (?), Wszędzie rozstawiono zakazy - OSTOJA ZWIERZYNY.

Zalewy Nadarzyckie - Relacje.

sąsiad wlezie nam na plecy, a jest za duży i za głupi na to, aby go dźwigać". Wróciliśmy z trzema karpiami. W szpalerze nie dostrzegłem wędkarzy z Karlina.

Zalew kilkakrotnie odwiedzaliśmy w zimie. Na nasze "superbłystki" brały tylko okonie małe. Łowiący w pobliżu na mormyszkę wędkarz obcy wydobywał spod lodu 2x większe(?).

Wokół Zalewu narosło wyjątkowo dużo sprzecznych opowiadań. Jak zwykle - każde zawiera odrobinę prawdy, ale trudno jest ją wyłowić z bzdurnej, często absurdalnej otoczki. Pewnego lata do Karlina dotarła wiadomość, że hodowla karpi prowadzona pod Sławoborzem od wielu lat, uznana została przez PZW i jego prawników za nielegalną. Karpie wypuszczono do kanału łączącego dziką hodowlę z Zalewem - mógł łowić je każdy wędkarz. Opowiadano, że "wędkarze" białogardzcy ruszyli najszybciej - przywozili pełne wory karpi i usiłowali sprzedawać je po bardzo niskich cenach. Podobno szybko dołączyli do tego procederu "wędkarze" karlińscy. Plotki, zwłaszcza obelżywe, sprawdzałem często, potwierdzenia nie znalazłem NIGDY!

Nad Zalew podjechałem z synami. Nad kanałem zastaliśmy nadmiernie gęsty szpaler lekko skłóconych, przeszkadzających sobie wędkarzy. Montując wędki, obserwowaliśmy ich poczynania - brań nie było, splątania żyłek powtarzały się często. Michał - jak zwykle - nad wodą był pierwszy. Zajął stanowisko w podwójnej odległości od ostatniego wędkarza w szpalerze, ale nie zauważył, że ów ostatni puścił swój spławik jeszcze dalej. Nastąpiło splątanie a pan "wędkarz" złym tonem zażądał, abym zabrał znad wody swoich gówniarzy. Odszczeknąłem w tym samym tonie, ale odlegość od "wściekłego" podwoiliśmy. Na nowym miejscu Michał szybko złowił malucha ok. 1,2 kg. Wściekły natychmiast zbliżył się do nas. Gdy po krótkiej chwili wzięły podobne maluchy u mnie i Pawła, zaczął wprowadzać swój spławik do miejsca naszych brań. Na tyle głośno, aby słyszał to cały szpaler, zarządziłem powrót "bo przy kolejnej rybie 

Zalew k Sławoborza - Relacje.

Wideo: -uzupełnię, gdy trafię na nie wśród materiałów odzyskanych przez Klinikę Danych IVITER w Warszawie. Odzyskano je bez oryginalnych nazw - dotarcie do materiału poszukiwanego wymaga czasochłonnego przeglądania całości i ...szczęścia.

Wspomniane materiały pochodzą z lat wcześniejszych, gdy wodę obiegała szeroka ścieżka z kałużami, na odpływie błotnista. 

Szwagier odwiedzał zalew często, zwykle rowerem. Oczywiście z wędkami i bez.

Bardzo lubię słuchać jego opowiadań o wędkarskich sukcesach, a właściwie o wszystkim. Ma bardzo indywidualny pogląd na życie. Szczególnie ubawił mnie opowiadaniem o własnym sposobie porzucenia nałogu nikotynowego. 

Nad Odrą, czekając na branie ryby, sięgnął po kolorowe pismo. Gdy wyczytał w nim, że  nikotyna obniża seksualny potencjał każdego mężczyzny, wyrzucił swoje papierosy do rzeki i od tamtego dnia po prostu nie pali.

Zapisałem to w maksymalnym skrócie - on opowiada to po męsku, kwieciście.

Razem z nim, z kamerą i aparatem obeszliśmy zalew dookoła tylko raz (patrz zdjęcie pierwsze, z roku 2016), przed utwardzeniem ścieżki i zagospodarowaniem nabrzeża. Po zakończeniu prac, chylę kapelusza przed autorami projektu i władzami miasta. Istnieje drobne ALE - na tak małym obszarze wędkowanie i kajaki pozostaną antagonistami.

Jesienne zdjęcia z 03 listopada 2018 roku publikuję z przyjemnością.

Zalew Karaś w Lubsku - Relacje.

O Stawach Wyrobiskowych k. Pobłocia nasłuchałem się wielu opowiadań, nawet takich, przekazywanych przyciszonym głosem. Wszystkie o pięknych okazach ryb drapieżnych i licznych sukcesach wędkarskich, czyli coś dla mnie.

Odwiedziłem je dwukrotnie ze spinningiem. W obu przypadkach wyniki zerowe. Wnioski - albo do wędkowania na wyrobiskach nie nadaję się, wędkować na nich nie potrafię, albo owe opowiadania to tradycyjna, wędkarska przesada. Za przypadkiem drugim przemawiają zerowe wyniki wędkarzy napotkanych nad Stawami.

Sceneria super. Pobyt nad  taką wodą, to frajda duża, 

Stawy Wyrobiskowe k. Pobłocia - Relacje.

Wideo: Zawody PZW 2005-05-07.

Budowę Stawów PETRICO oraz zabudowę terenów przyległych rozpatrywać i oceniać należy jako inwestycję celową, kompleksowo, zgodnie z pełną nazwą Kompleks Rekreacyjno-Wypoczynkowy PETRICO PARK. Stawy stanowią ważny, ale zaledwie jeden z elementów obok Restauracji, części hotelowej z parkingiem, salą konferencyjną-bankietową i prawem nieodpłatnego wędkowania na stawach, stadniną z nauką jazdy, stacją paliw (obecnie Orlen) i terenem na części wysokiej, przeznaczonym pod zabudowę indywidualną.

Stawy powstały na terenie niskim, w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki Radew. Teren ów był zawsze trudny do pokonania nawet w bardzo suche lato. Wówczas, do rzeki udawało się dojść suchą nogą, ale poprzez pas trzcin przewyższających człowieka o połowę jego wysokości. Bywało trudno i ciężko. Urobek koparek rozkładano na dwie strony - znacznie podwyższano wał ziemny oddzielający stawy od rzeki i powiększano urobkiem część wysoką, na której od kilku lat pięknie zagospodarowano chyba kilkanaście posesji. Powstało ustronne, spokojne osiedle z przepięknym widokiem (z pomieszczeń na piętrze) na wschody słońca.

W sali konferencyjnej i przy polu namiotowym z obowiązkowym, otoczonym surowymi, niskimi ławkami kręgiem ogniskowym, organizowano wiele różnorakich imprez. W bezpośrednim sąsiedztwie długiego zadaszenia z biesiadnymi stołami, w niewielkim stawie utrzymywano karpie, przekarmione hojnością biesiadników. Pływały spokojnie z rzadka reagując na wrzucane do wody kęsy. Gdy reagowały, przy stołach biesiadnych rozlegały się brawa.

Jedno z kilkudniowych spotkań z dawnymi mieszkańcami Karlina, połączone z wystawą starych, przedwojennych zdjęć zapamiętałem szczególnie, ponieważ po jej zakończeniu zdobyłem kilka zdjęć terenu, na którym mieszkam obecnie. Mam z nim nieustające kłopoty. Była tam niegdyś fabryka wyrobów betonowych. Przy próbach przygotowania podłoża pod przyzwoity trawnik wydobywam z ziemi ogromne ilości gruzu i złomu. Reszty dopełniają liściaste, dziko rosnące drzewa parku zza płotu. Sypią milionami przekwitających kiści, później milionami klonowych, lipowych i jesionowych owoców, na koniec hałdami opadających liści nawiewanych przez dominujące zachodnie wiatry. Czasu na nudę nie mam! Ostatnio, w restauracji, sali bankietowej, dawnej stajni i na rozległych terenach zielonych PETRICO modne stały się wesela, z których fotografie często prezentowane są w internecie.

Stawy Petrico - Relacje.

Kanał Młyński powstaje z rozdziału wód rzeki Radew dokonywanego pod i przy Moście Białogardzkim. Niemal prostopadle do mostu utworzono próg wodny z przepławką dla szlachetnych ryb dwuśrodowiskowych. Wody spływające przez próg i przepławkę uchodzą do rzeki Parsęta w południowo-zachodnim narożniku posesji Wyspa, zewsząd otoczonej wodami Radwi i Parsęty. Kanał przed ulicą Szczecińską dzieli się ponownie. Część wody wprowadza pod ulicą na turbiny niegdysiejszego młyna (obecnie minielektrownia) i ciąg dalszy Kanału obiegającego kolejną "wyspę" z siedzibą Karlińskich Wodociągów i Kanalizacji, z mechaniczno-biologiczną oczyszczalnią ścieków. Wody Kanału uchodzą do Parsęty na wysokości zachodniego skraju parku przy ulicy Parkowej. Pozostała część wód Kanału opływająca Wyspę z ruinami zamku biskupiego, trafia przy Moście Szczecińskim na śluzę regulującą poziom wody w Kanale. Woda przepływająca przez śluzę trafia do Parsęty pomiędzy naturalnymi odpływami rzeki Radew i Kanału Młyńskiego.

Kanał Młyński - Relacje.

odległości pomiędzy nową stanicą kajakową i mostem wąskotorowym. Wody wypływające spod wzgórz dzielą się - część zasila zatrzcinione bagno które na użytek własny nazywam Bagnem Żurawim, część zasila kanał połączony z Parsętą. Nazwy Bagno Żurawie używam, ponieważ od kilkudziesięciu lat, właśnie stamtąd najwcześniej docierają do mnie pierwsze głosy żurawi. Tylko raz, po srogiej zimie, spróbowałem podejść je z aparatem gotowym do szybkich zdjęć seryjnych. Podmyty przez spływającą wodę lód niebezpiecznie kruszył się. Zrejterowałem!.

Kolejny kanał, ten na powyższych zdjęciach, ciągnie się w niewielkiej odległości od toru kolejki wąskotorowej. Zbliża się do Parsęty na odległość kilku metrów jednakże połączenia nie ma - pozostał tylko piaszczysty rów.

Na wspomnianych mapach nie ma również Kanału Bacutilskiego, ciągnącego się po prawej stronie Parsęty...

Opis kanałów stwarza problem za sprawą map Google. Mapa pokazuje jedno rozgałęzione starorzecze, tymczasem istnieją co najmniej cztery, w tym dwa z indywidualnym dostępem-połączeniem z Parsętą i dwa z zasilaniem własnym. Dwa pierwsze, tak jak pozostałe, połączone są tylko przy wysokiej wodzie, jeden zasilany jest dwoma strumykami przepływającymi pod drogą do Lubiechowa. Podobno wypływają z bagien pod Karścinem. Kanał łączy się z Parsętą w odległości kilkunastu metrów poniżej niedawno zlikwidowanego progu betonowego (wodospadu).

Następny, zasilany wątłymi ciekami wypływającymi spod tamtejszych wzgórz łączy się z Parsętą w połowie 

Kanały Lubiechowskie - Relacje.